Melduję, że jestem zasypana notatkami - niezawodny znak, że zbliża się egzamin. Tja.
W laptopowych głośnikach huczy pewne znane radio, zielona herbata od pół godziny stoi nietknięta, a Wujek Google rozgrzany do czerwoności szuka... czego? PRACY.
Pomyślałam: "a co mi tam! może jednak się dogadam z Mr. Rodzicielem i zgodzi się być super nianią dla swej 'prywatnej' wnuczki, a ja ruszę zacne 4 litery do roboty". Studia to tak przy okazji... przecież mam je 2 razy w miesiącu = suma 4 dni, + sesja... DAM RADE PRZECIEŻ, nie? No dobra, ale co się okazuje? Że polskie realia naprawdę są w wersji super hard! Barmanka, kelnerka, sprzedawczyni w sklepie z ciuchami... wszystko z doświadczeniem, praktyką, wykształceniem w tym kierunku... Ja się pytam: skąd się bierze to doświadczenie po ogólniaku? skoro wszędzie szukają osób JUŻ doświadczonych? Wydaje mi się, że każdy kiedyś zaczynał... też bym chciała, ale no właśnie... JAK "BEZ DOŚWIADCZENIA?" Paradoks. Rozumiem - zawodówki, technika, ale przecież po ogólniaku (a przed studiami) też ludzie JAKOŚ pracują, prawda?
W tej beznadziejnej sytuacji rzuciłam się w wir internetu i tak oto dopadłam ponownie Wujka Google, który zarzucił mi tematem pt. KURSY. Myślę nad dwoma wytrwale... każdy po +500 zł.. spoko, tylko skąd to wziąć, jak tu na samą szkołe tyle mies. idzie?
Kminię i kminię... a nóż telefon zadzwoni....? I wish!!!!!