Hey Misiaki ;*
Klaps na 4 litery należy mi się bezwzględnie.
Za to porcja nowości na dzień dobry! Zmiany... zmiany zaszły ogromne! Primo: MAM PRACĘ! <yeeeeyyy!!!> Secundo: Amyś zaliczył ogromny skok rozwojowy! Tertio: Ścięłam moje długie włosy... kawał mojego starego życia! No i tak sobie myślę, że nawet fajnie się zrobiło, że grafik pęka mi w szwach, a ja nie mam czasu zastanawiać się nad bzdurami... ważne, żebym jeszcze znalazła miejsce na to moje >miejsce w sieci<.
Nie chcę tu wracać wtedy, gdy coś się dzieje... chcę tu być, tworzyć i wiedzieć, że mój sygnał ma gdzieś swój odbiór... nie ważne czy w kilku osobach czy w kilku TYSIĄCACH osób. Dlatego też, dziękuję za te komentarze i pw które na bieżąco otrzymywałam! Jeśli tylko macie ochotę wpadajcie, czytajcie, pokrzepiajcie się a nawet bulwersujcie... jeśli moja bazgranina wywołuje jakiekolwiek emocje, znaczy to, że działa! ;] o to chodzi Robaczki :)
Tyle tytułem wstępu.
Prężne rozwinięcie niebawem... a może nawet i coś ekstra! ;)
Stay tuned! Buziaki :*
piątek, 2 listopada 2012
niedziela, 3 czerwca 2012
Tadam! Zadanie dla Was! ^^
Hey! :)
Na początku kilka słów po za tematem... ana.ana, dzięki śliczne za linka! Cieszę się, że nareszcie ktoś próbuje otwierać oczy naszym "Matkom Polkom- bez dzieci (zaznaczę!)", bo rola mamy jest naprawdę trudna i... wyczerpująca. I myślę, że nie ma w tym nic złego, że młode mamy chcą wywalać gdzieś swoje frustracje, bo póki nadal będą utwierdzane w przekonaniu, że mają cieszyć miski, bo MAJĄ DZIECKO to... będzie źle. Moim zdaniem na wszystko trzeba czasu, pracy i... zrozumienia otoczenia, by ze zwykłej kolejki codziennego dnia nie zrobił się rollercoaster. Jeśli chcecie przeczytać ów artykuł to zapraszam TU.
Ok, to teraz przechodzę do rzeczy :D
Otóż... tak, chodzi o ślub, ale NIE MÓJ ;) Nie teraz, nie za miesiąc, ani w najbliższym czasie... bo mi dobrze jest jak jest, a stan narzeczeństwa może sobie trwać i trwać :)
Na tym ślubie, będę DRUHNĄ, dlatego muszę wyglądać cud, miód i malinka, bo też będę pod obstrzałem fleszy, choć na pewno nie tyle co nasza kochana Para Młoda :) Tak więc, potrzebuję pomocy!
Pani Młoda wybrała nam kiecki, o pięknym koralowym kolorze, ale... trzeba dobrać dodatki! Zatem zamieszczam fotkę i liczę na jakieś propozycje, najchętniej ze strony romwe.com, tak do 30$ :) Aaa i jeszcze buty, torebka i coś na ramiona! Help! :)
Buź :*
piątek, 1 czerwca 2012
Osz lalala :D
Hello hello :D
Znów się zjawiam ze spuszczoną głową, bo zaniedbałam bloga, a tak obiecywałam regularność... oj be! Ale znów tyyyyle się dzieje... Egzaminy w toku, Amelie podejrzewam o ADHD, bo dosłownie potrafi chwili usiedzieć w jednym miejscu, a na dodatek zaczął się etap wspinaczek, więc i siniaków przybyło. Także na nudę nie narzekam... :) Wczoraj był Dzień Dziecka i przy tej okazji miała być uroczysta inauguracja nowej, super, ekstra piaskowinicy made by Dziadosław ALE... deszcz zniweczył nasze plany! Bo jak tu zrobić porządnie "otworzyć" piaskownice, kiedy piasek mokry i wciąż praska żabami.. Cóż, trzeba było to przełożyć, ale Amci i tak został wręczony prezent w postaci niezbędnych sprzętów do tworzenia cudów współczesnej piaskowej architektury :D
W ogóle to tyle chciałabym tu jeszcze napisać, między innymi z moich ostatnich krakowskich podboi, wycieczki do muzeum anatomii (co zresztą byłoby dla ludzi o mocnych nerwach, tudzież jakkolwiek związanych z medycyną), zbliżającym się wieczorem panieńskim i weselem! Ale to może w międzyczasie... ;)
Dziś wrzucam aktualną fotkę Jamala, bo dawno nie było:
Znów się zjawiam ze spuszczoną głową, bo zaniedbałam bloga, a tak obiecywałam regularność... oj be! Ale znów tyyyyle się dzieje... Egzaminy w toku, Amelie podejrzewam o ADHD, bo dosłownie potrafi chwili usiedzieć w jednym miejscu, a na dodatek zaczął się etap wspinaczek, więc i siniaków przybyło. Także na nudę nie narzekam... :) Wczoraj był Dzień Dziecka i przy tej okazji miała być uroczysta inauguracja nowej, super, ekstra piaskowinicy made by Dziadosław ALE... deszcz zniweczył nasze plany! Bo jak tu zrobić porządnie "otworzyć" piaskownice, kiedy piasek mokry i wciąż praska żabami.. Cóż, trzeba było to przełożyć, ale Amci i tak został wręczony prezent w postaci niezbędnych sprzętów do tworzenia cudów współczesnej piaskowej architektury :D
W ogóle to tyle chciałabym tu jeszcze napisać, między innymi z moich ostatnich krakowskich podboi, wycieczki do muzeum anatomii (co zresztą byłoby dla ludzi o mocnych nerwach, tudzież jakkolwiek związanych z medycyną), zbliżającym się wieczorem panieńskim i weselem! Ale to może w międzyczasie... ;)
Dziś wrzucam aktualną fotkę Jamala, bo dawno nie było:
W następnym poście będę miała jedno zapytanko... ale muszę zrobić zdj dopiero :D
buziaki :*
poniedziałek, 14 maja 2012
(nie) wielka dzieli nas granica... wolności osobistej!
Stwierdziłam, że muszę to napisać, bo potrzebuję emocjonalnego upustu.
Mam z Kraka do domu jakieś 80 km, busem jadę ok. 1,5 godziny. Ostatnich kilka powrotów, jestem centralnie na szybie, co mnie irytuje jak diabli, bo muszę tak wytrzymywać większą część drogi! Why?
Swego czasu była taka dosyć głośna sprawa na temat otyłych ludzi i biletów na samolot. Ku przypomnieniu - ludzie mega otyli winni wykupywać 2 miejsca, co wiąże się z podwójnym zapłaceniem za bilet... wtedy myślałam - co za znieczulica! A dziś? Dziś coś w tym jest, tylko że nie chodzi o kasę, a o... samo zajmowanie miejsca!
Pech, że zawsze gdy dotacham się z moją walizką, miejsca pojedyncze są pozajmowane, więc siadam na podwójnym czym niestety się narażam na siedzenie na szybie, bo od jakichś 5 powrotów byłam na to skazana. Zawsze na wyjeździe z Kraka siada mego otyły gościu, który nie dość, że zajmuje dużo miejsca, to jeszcze rozkłada łokcie na boki, czym niestety totalnie ogranicza moją osobistą przestrzeń! Ha... i nic sobie z tego nie robi! W ogóle dziwne, że obojętnie czy siedzę z samego przodu na tych podwójnych siedzeniach, czy dalej... zawsze mnie upatrzy! Tak samo płacę za bilet więc mam prawo wygodnie siedzieć i w komfortowych warunkach dojechać do domu, a nie żebym musiała znosić TAKIE COŚ. Rozumiem, są ludzie otyli, bo np. biorą sterydy i współczuje im bardzo, ale nie znaczy, że 'zdrowi' tak jak ja, muszą tolerować efekty ich tuszy!
Chyba jedynym wyjściem będzie zmiana przewoźnika i w związku z tym dłuższy pobyt w Krakowie, bo uhh....
Mam z Kraka do domu jakieś 80 km, busem jadę ok. 1,5 godziny. Ostatnich kilka powrotów, jestem centralnie na szybie, co mnie irytuje jak diabli, bo muszę tak wytrzymywać większą część drogi! Why?
Swego czasu była taka dosyć głośna sprawa na temat otyłych ludzi i biletów na samolot. Ku przypomnieniu - ludzie mega otyli winni wykupywać 2 miejsca, co wiąże się z podwójnym zapłaceniem za bilet... wtedy myślałam - co za znieczulica! A dziś? Dziś coś w tym jest, tylko że nie chodzi o kasę, a o... samo zajmowanie miejsca!
Pech, że zawsze gdy dotacham się z moją walizką, miejsca pojedyncze są pozajmowane, więc siadam na podwójnym czym niestety się narażam na siedzenie na szybie, bo od jakichś 5 powrotów byłam na to skazana. Zawsze na wyjeździe z Kraka siada mego otyły gościu, który nie dość, że zajmuje dużo miejsca, to jeszcze rozkłada łokcie na boki, czym niestety totalnie ogranicza moją osobistą przestrzeń! Ha... i nic sobie z tego nie robi! W ogóle dziwne, że obojętnie czy siedzę z samego przodu na tych podwójnych siedzeniach, czy dalej... zawsze mnie upatrzy! Tak samo płacę za bilet więc mam prawo wygodnie siedzieć i w komfortowych warunkach dojechać do domu, a nie żebym musiała znosić TAKIE COŚ. Rozumiem, są ludzie otyli, bo np. biorą sterydy i współczuje im bardzo, ale nie znaczy, że 'zdrowi' tak jak ja, muszą tolerować efekty ich tuszy!
Chyba jedynym wyjściem będzie zmiana przewoźnika i w związku z tym dłuższy pobyt w Krakowie, bo uhh....
środa, 9 maja 2012
Się dzieje.
Helloooł!
Znów big przerwa, ale jakoś tak.. tak jakoś mam urwanie głowy.
Egzaminy się rozkręcają, za miesiąc z hakiem wesele A&D, a tu jeszcze trzeba po sukienkę jechać, zmierzyć, dopasować i tak w ogóle WYBRAĆ.
Aha i do tego wszystkiego Amel jest chory. Katar, przeziębienie, czy może alergia? Rozkminy nad tym są w toku. Byliśmy co prawda u lekarza, ale nie powiedział nic odkrywczego. Przepisał standardowe syropki i krople, które małoletnia już posiada, także recepta siedzi. Pytanie tylko, co to tak naprawdę jest? Powiedzmy, że całą zimę praktycznie nie chorowała, a tu wiosna, słońce, 30 stopni a Amuś kicha, prycha i kaszle. Mam czuja, że to jednak może być alergia!
Tak ab ovo do drugiej urywipołciowej sprawy, to A&D zaszczycili nas swoim przybyciem w dniu wczorajszym o zacnej godzinie 21 (co x czasu temu nie byłoby czymś nadzwyczajnym, ale odkąd jest Amelia, to padamy jak muchy wtedy kiedy kury chodzą spać). Oczywiście, jako że Amel śpi w salonie (tak tak, bo blisko do kuchni, a jeszcze wciąga flachę w nocy), nie dało się ich "normalnie" przyjąć, także zrobiliśmy napad na dom babci, gdzie od pewnego czasu przyjmujemy niespodziewanych wieczornych gości. Ach, przynajmniej coś się działo ;-) Tak dawno się nie widzieliśmy (ostatnie 2 lata byli w Anglii), że było tyyyyle do opowiadania... aż strach. Ostatecznie co zapamiętałam z tego natłoku informacji i wrażeń to ilość alkoholu, przepis na cytrynówkę i zakup 70 kg cytryn i tyleż cukru, by pojechać po kosztach... nice! ;-) już wiem, że będzie dobre :D
*
Jutro Kraków, Juwenalia i łoooogień! A w niedziele egzamin. Będzie git. Musi ;-)
Ps. do poprzedniego postu:
Dziewczyny dzięki za rady :) W sumie teraz troszkę żałuję (ale tylko troszkę, bo wspomnienia z UP nie należą do najmilszych), że zrezygnowałam, bo mogłabym chociaż ten staż mieć... ale cóż, będę kombinować dalej.
Znów big przerwa, ale jakoś tak.. tak jakoś mam urwanie głowy.
Egzaminy się rozkręcają, za miesiąc z hakiem wesele A&D, a tu jeszcze trzeba po sukienkę jechać, zmierzyć, dopasować i tak w ogóle WYBRAĆ.
Aha i do tego wszystkiego Amel jest chory. Katar, przeziębienie, czy może alergia? Rozkminy nad tym są w toku. Byliśmy co prawda u lekarza, ale nie powiedział nic odkrywczego. Przepisał standardowe syropki i krople, które małoletnia już posiada, także recepta siedzi. Pytanie tylko, co to tak naprawdę jest? Powiedzmy, że całą zimę praktycznie nie chorowała, a tu wiosna, słońce, 30 stopni a Amuś kicha, prycha i kaszle. Mam czuja, że to jednak może być alergia!
Tak ab ovo do drugiej urywipołciowej sprawy, to A&D zaszczycili nas swoim przybyciem w dniu wczorajszym o zacnej godzinie 21 (co x czasu temu nie byłoby czymś nadzwyczajnym, ale odkąd jest Amelia, to padamy jak muchy wtedy kiedy kury chodzą spać). Oczywiście, jako że Amel śpi w salonie (tak tak, bo blisko do kuchni, a jeszcze wciąga flachę w nocy), nie dało się ich "normalnie" przyjąć, także zrobiliśmy napad na dom babci, gdzie od pewnego czasu przyjmujemy niespodziewanych wieczornych gości. Ach, przynajmniej coś się działo ;-) Tak dawno się nie widzieliśmy (ostatnie 2 lata byli w Anglii), że było tyyyyle do opowiadania... aż strach. Ostatecznie co zapamiętałam z tego natłoku informacji i wrażeń to ilość alkoholu, przepis na cytrynówkę i zakup 70 kg cytryn i tyleż cukru, by pojechać po kosztach... nice! ;-) już wiem, że będzie dobre :D
*
Jutro Kraków, Juwenalia i łoooogień! A w niedziele egzamin. Będzie git. Musi ;-)
Ps. do poprzedniego postu:
Dziewczyny dzięki za rady :) W sumie teraz troszkę żałuję (ale tylko troszkę, bo wspomnienia z UP nie należą do najmilszych), że zrezygnowałam, bo mogłabym chociaż ten staż mieć... ale cóż, będę kombinować dalej.
wtorek, 24 kwietnia 2012
Hard Polish Working.. yep.
Dobry!
Melduję, że jestem zasypana notatkami - niezawodny znak, że zbliża się egzamin. Tja.
W laptopowych głośnikach huczy pewne znane radio, zielona herbata od pół godziny stoi nietknięta, a Wujek Google rozgrzany do czerwoności szuka... czego? PRACY.
Pomyślałam: "a co mi tam! może jednak się dogadam z Mr. Rodzicielem i zgodzi się być super nianią dla swej 'prywatnej' wnuczki, a ja ruszę zacne 4 litery do roboty". Studia to tak przy okazji... przecież mam je 2 razy w miesiącu = suma 4 dni, + sesja... DAM RADE PRZECIEŻ, nie? No dobra, ale co się okazuje? Że polskie realia naprawdę są w wersji super hard! Barmanka, kelnerka, sprzedawczyni w sklepie z ciuchami... wszystko z doświadczeniem, praktyką, wykształceniem w tym kierunku... Ja się pytam: skąd się bierze to doświadczenie po ogólniaku? skoro wszędzie szukają osób JUŻ doświadczonych? Wydaje mi się, że każdy kiedyś zaczynał... też bym chciała, ale no właśnie... JAK "BEZ DOŚWIADCZENIA?" Paradoks. Rozumiem - zawodówki, technika, ale przecież po ogólniaku (a przed studiami) też ludzie JAKOŚ pracują, prawda?
W tej beznadziejnej sytuacji rzuciłam się w wir internetu i tak oto dopadłam ponownie Wujka Google, który zarzucił mi tematem pt. KURSY. Myślę nad dwoma wytrwale... każdy po +500 zł.. spoko, tylko skąd to wziąć, jak tu na samą szkołe tyle mies. idzie?
Kminię i kminię... a nóż telefon zadzwoni....? I wish!!!!!
sobota, 14 kwietnia 2012
Juwe juwe JUWENALIA!
Hello :*
Dziewuszki moje drogie, dziś notka prosto z nieco deszczowego Krakowa! ;)
Mimo tego, że pogoda tak zacnie się spieprzyła to i tak to miasto jest MAGICZNE, zwłaszcza wieczorem... ach God, kocham klimat tutejszego Rynku Głównego i koncertujących tam młodych ludzi! Amazing :)
Tak w ogóle to ledwo siedzę, bo wysiedziałam się dziś na uczelni prawie 12 godz. więc uhuhhh... ale dałam radę, nie zwiałam! Sukces ;) Jutro mam mega długie okienka i na koniec biolce na której MUSZĘ BYĆ, więc niedziela mi zejdzie tak... nijak :/ ale co zrobić... grunt, że studiuję - bo przecież o to chodziło :).
Jeszcze apropo studiów, studentów i magii Krakowa... 11-12 maja są JUWENALIA!!! :D
Dzień Pierwszy
KRAKÓW 11, MAJA
Pas Startowy Muzeum Lotnictwa Polskiego
(wejście od ul. Bora Komorowskiego)
Otwarcie bram 15:30, start 16:00.
230 volt
Frontside
Lipali
Maciej Maleńczuk & Psychodancing
Dżem
KSU
Bilety: w przedsprzedaży 25zł (do 1 kwietnia - 20zł), w dniu koncertu 30zł.
Dzień Drugi
KRAKÓW 12, MAJA
Pas Startowy Muzeum Lotnictwa Polskiego
(wejście od ul. Bora Komorowskiego)
Otwarcie bram 15:30, start 16:00.
Grubson
Jelonek
Hey
Illusion
APOCALYPTICA
Koncerty tych zespołów/wykonawców zaznaczonych przeze mnie na czerwono są dla mnie obiektem niewątpliwego pożądania, także MUSZĘ TAM BYĆ!! :D (a że akurat mam zjazd na 12-13 maja......;))
A tymczasem... chyba najwyższa pora na spanie? Na zegarze 23:38, choć ten postowy jakoś inaczej 'działa'. Jeszcze łyk czerwonego winka domowej roboty i... słodkich snów... ;-)
Dziewuszki moje drogie, dziś notka prosto z nieco deszczowego Krakowa! ;)
Mimo tego, że pogoda tak zacnie się spieprzyła to i tak to miasto jest MAGICZNE, zwłaszcza wieczorem... ach God, kocham klimat tutejszego Rynku Głównego i koncertujących tam młodych ludzi! Amazing :)
Tak w ogóle to ledwo siedzę, bo wysiedziałam się dziś na uczelni prawie 12 godz. więc uhuhhh... ale dałam radę, nie zwiałam! Sukces ;) Jutro mam mega długie okienka i na koniec biolce na której MUSZĘ BYĆ, więc niedziela mi zejdzie tak... nijak :/ ale co zrobić... grunt, że studiuję - bo przecież o to chodziło :).
Jeszcze apropo studiów, studentów i magii Krakowa... 11-12 maja są JUWENALIA!!! :D
Dzień Pierwszy
KRAKÓW 11, MAJA
Pas Startowy Muzeum Lotnictwa Polskiego
(wejście od ul. Bora Komorowskiego)
Otwarcie bram 15:30, start 16:00.
230 volt
Frontside
Lipali
Maciej Maleńczuk & Psychodancing
Dżem
KSU
Bilety: w przedsprzedaży 25zł (do 1 kwietnia - 20zł), w dniu koncertu 30zł.
Dzień Drugi
KRAKÓW 12, MAJA
Pas Startowy Muzeum Lotnictwa Polskiego
(wejście od ul. Bora Komorowskiego)
Otwarcie bram 15:30, start 16:00.
Grubson
Jelonek
Hey
Illusion
APOCALYPTICA
Koncerty tych zespołów/wykonawców zaznaczonych przeze mnie na czerwono są dla mnie obiektem niewątpliwego pożądania, także MUSZĘ TAM BYĆ!! :D (a że akurat mam zjazd na 12-13 maja......;))
A tymczasem... chyba najwyższa pora na spanie? Na zegarze 23:38, choć ten postowy jakoś inaczej 'działa'. Jeszcze łyk czerwonego winka domowej roboty i... słodkich snów... ;-)
czwartek, 12 kwietnia 2012
"Bo to zła kobieta była!"
Dzisiaj poczęstuje Was postem z serii "Tęgie rozkimny A."
Smacznie nie będzie. O nie.
Natomiast (powiedzmy) ze smakiem, bo bez większych kolokwializmów napiszę o problemie, który wyprowadza z równowagi bardziej niż nagłe wtargnięcie na Ciebie rozochoconego, ubłoconego po sam nos psa rasy Bernardyn o wadze ultra ciężkiej.
Zresztą sama wagę SYTUACJI również do ciężkich włożyć.
Mianowicie chodzi o wYtykanie błędów, wtykanie nosa i przeświadczenie tak święte, jak dewocjonalizm 'zdrowaśkowych' babiszonów, które jedyną misją w kościele jest zbieranie najnowszych ploteczek z serii: kto wpadł/ z kim/ kiedy, kto ma jakie długi, czyje dziecko narozrabiało w przedszkolu, kto toczył się pijany po drodze, aż po to... komu krowa z pastwiska uciekła! A do tego oczywiście odpowiedni KOMENTARZ.
Zastanawiam się jak można oceniać kogoś, jak nie ma się zielonego, różowego, czy jakiegokolwiek POJĘCIA o tym co dana osoba tak naprawdę robi?! I jeszcze upieranie się, że TAK JEST, bo PODOBNO... Matko.
Wiecie? Ręce opadają. Chwała Panu, że moje pokolenie ma szersze perspektywy na TRZEŹWĄ OCENĘ, a jeśli jest jeszcze w miarę odpowiedni czas, to resocjalizację pod tym względem, bo jakby kolejne pokolenie czegoś takiego słuchało, to chyba by całkiem zwątpiło w życie.
Pilnuje własnego nosa, robię swoje, chcę oceniać jakąś sytuację TO DLA SIEBIE i przede wszystkim ZNAJĄC JĄ, WIDZĄC, NAWET UCZESTNICZĄC , a nie wolna amerykanka i jazda!
Zła jestem, jestem złA i pójdę za to do piekła! Pff.
Trzymaj się z dala od ludzi, którzy próbują pomniejszyć Twoje ambicje. Mali ludzie zawsze tak robią, a naprawdę wielcy sprawiają, że czujesz, że i Ty możesz być wielki. - Mark Twain
wtorek, 10 kwietnia 2012
Rok z głowy!
Helloooł :)
Mam nadzieję, że już doszłyście do siebie po świętach, bo teraz karuzela znów zaczyna się kręcić... ale to nawet lepiej, bo ileż można? :) Wczoraj pod nożyczki poszły moje włosy... TAKIE WŁOSY:
15 cm poszło jak nic! Około roku tyle mi rosły. I tak się zastanawiam... dlaczego kobiety pod wpływem silnych emocji są zdolne do tak drastycznych decyzji jak np. CIACHNIĘCIE OD TAK, długo zapuszczanych włosów? Bo nie powiem, że nic się nie działo... Teraz jest ok, ale włosów już nie dokleję :(. W ogóle zauważyłam, że odkąd urodziłam Amelkę, przed każdymi DŁUGO WYCZEKIWANYMI DNIAMI W MIESIĄCU, jestem tak rozchwiana, że wszystkim można wyprowadzić mnie z równowagi, a że nigdy nie należałam do osób mało wylewnych, cichych czy zahukanych to...się dzieje!
I zrozum tu człowieku KOBIETĘ...
niedziela, 8 kwietnia 2012
Dryfujący pochłaniacz...
No to mamy Lany!
W sumie ja już wczoraj zaczęłam polewać, bo byłam z Łukaszem u teściowej, więc pasowało jakieś winko obalić ;) Co lepsze - Łukasz był driverem, więc nic nie pił, a skutek jest taki, że do tej pory tnie komara, a ja od 6-tej na nogach... tyle, że to już zasługa samej Amelki.
Wczoraj zaproponowano nam, abyśmy zostali... drużbami! To, że idziemy na wesele w czerwcu, było jasne jak słońce i wiedzieliśmy to praktycznie od samych zaręczyn młodych, ale że w takiej roli? No spoooko :) Tylko teraz tak... bo tytuł posta właśnie do tego nawiązuje. O co cho z tym pochłaniaczem? Otóż o to, że ostatnimi czasy mam niepohamowany apetyt i wsysam wszystko co znajduję w zasięgu mojej ręki, czego skutkiem jest skok wagi :/ nie palę, więc stres po prostu ZAJADAM. Ale! Jako, że zostałam druhną, to jakoś trzeba wyglądać! Mam całe dwa miesiące na to aby się doprowadzić do stanu bezwałkowego i mniejszopupnego. Wymiary na dziś:
ramię: 24 cm
talia: 67 cm
brzuch: 80 cm (masakra)
biodra: 92 cm
udo: 52,5 cm
kolano: 35 cm
łydka: 36 cm
i waga... 54,5 kg!
a wszystko to, przy wzroście 163 cm, więc szału nie ma :/.
W zeszłoroczne wakacje (Amusia miała wtedy 3-4 miesiące) ważyłam 51,8 kg i to była idealna waga dla mnie! A teraz? niby 3 kg więcej ale czuje się jak słoń, a do starych jeansów nie wchodzę. Porażka normalnie.
Dlatego pora zamknąć lodówkę na klucz i do czerwca będę fit i git :D
piątek, 6 kwietnia 2012
Wesołych :)
Hello Ladies :)
Chciałyśmy z Malizną życzyć Wam: wszystkiego co najlepsze i potrzebne, a w tym: zdrowia, pomyślności, przypływu czego trzeba, pyszności na jutrzejszym śniadaniu, oraz hektolitrów wody w poniedziałek, bo podobno 'kąpiele' uspokajają i relaksują ;) ach! I permanentnie wypocznijcie, bo kolejne święta dopiero w grudniu! ;)
Jeśli się nie ustosunkujecie do tego: to Wielka Łapa was dosięgnie :D
czwartek, 5 kwietnia 2012
Po długiej przerwie... new begining!
I znów się tu zjawiam, a właściwie zjawiaMY, bo razem z Jamalkiem :)
U nas jak zwykle - duuuużo się działo, dzieje i dziać się będzie, bo każdy nowy dzień przynosi masę niespodzianek.
Amelia 5 dni temu skończyła rok. Ja zdążyłam zaliczyć dylemat matczyno-moralny, bo musiałam wybrać - cały dzień w Krakowie na uczelni i zaliczenie kolokwium z anatomii vs. cały dzień z maleństwem w dniu, który tak emocjonalnie przeżywałam roku ubiegłego. Wygrał Kraków niestety. Gdyby to kolokwium było w jakichś godzinach porannych, a nie o 19, to jeszcze, ale niestety... siła wyższa. Jakkolwiek, postarałam się wrócić do domu tak, by jeszcze tego dnia mocno uściskać i wycałować Amelkę, co zresztą mi się udało, bo rozrabiała aż do 22! Czekała na mnie ;)
Teraz jesteśmy przed szczepieniami, weselem wujka Łukasza i moimi kolejnymi egzaminami przed sesyjnymi (coby oszczędzić masy egzaminów na 1 termin), ale o tym i o wielu innych rzeczach, będę pisać w kolejnych notkach :) Póki co, ze specjalną dedykacją dla Was - roczna Amusia :)
Ps. Taka mała ciekawostka... Amelka ma na sobie MOJĄ sukienkę, którą miałam na sobie w dniu moich 1 urodzin :) Kołnierzyk i kwiatuszki są tylko nowe, bo tamte zdążyły pożółknąć :) oczywiście jest dłuższa niż na zdjęci, ale Amel po prostu tak się "ustawił" :)
sobota, 28 stycznia 2012
Krakowska notka
Cześć kochane :*
Wieki nie pisałam, przyznaję.
Nie mam czasu kompletnie.
Właśnie jestem w Krakowie, jutro mam egz. z anatomii, czyli sesja na całego...ale jest ok! nie narzekam, że zimno i że muszę pruć zamarznietymi ulicami na uczelnie, a moglabym grzac tylek w domu... Nie, właśnie to jest piękne! Teraz bardziej doceniam możliwość studiowania, niż kiedykolwiek wcześniej. Robię to nie tylko dla siebie, bo także i dla Amelki, Łukasza... dla nas, żeby było nam lepiej.
Tak btw. to Łukasz od miesiąca jest w Hiszpanii. Dziwnie się czuję. Nie ma go na codzień, rzadko dzwoni, a Amelka woła tatatata... przykre? Bardzo. Tak nie powinno być, a wręcz nie może... mam nadzieję, że dzięki mojej upartości to się zmieni, bo jak pójdę do pracy za prawdziwe pieniądze, to Łukasz nie będzie musiał tyrać za dwóch... oby!
Po za tym tak W OGÓLE mi go brakuje... i nie będę się rozpisywać, bo na pewno wiecie jak to jest kiedy ktoś kogo kochacie jest tak daleko, że nie ma opcji żeby się przytulić, normalnie pogadać itd... :(
Amelka rośnie jak na drożdżach. Ma już prawie 10 mies. 78 cm wzrosu i 8 kg wagi.. wiem, że mało waży ale lekarz stwierdził że po prostu ma taką przemianę materii i nic się jej nie zrobi... na nic wpychanie i wmuszanie bo będzie jeszcze gorzej. AAa!! i ma 3 zęby! Moja malizna kochana :* Wiecie, choć nie raz swoimi fochami (tak tak, bo już pokazuje różki) potrafi mnie zdenerwować to jednak nie umiem jej odmawiać... kocham ją strasznie!
I słuchajcie... teza, że kobiety posiadające dzieci są bardziej wrażliwe na ich nieszczęścia jest PRAWDĄ! widziałam dziś zdjęcia dziecka (6m) z rakiem skóry... pobeczałam się tak, że do tej pory nie jestem w stanie wziąć się za anatomię bo przecież nota bene kojarzy mi się z tym. Życie jest niesprawiedliwe, dzieci nie powinny tak cierpieć!!! Przecież nie są niczemu winne... to takie przykre, gdy nie mają szans na zdrowy, normalny rozwój... Dlaczego tak jest...?!
Wieki nie pisałam, przyznaję.
Nie mam czasu kompletnie.
Właśnie jestem w Krakowie, jutro mam egz. z anatomii, czyli sesja na całego...ale jest ok! nie narzekam, że zimno i że muszę pruć zamarznietymi ulicami na uczelnie, a moglabym grzac tylek w domu... Nie, właśnie to jest piękne! Teraz bardziej doceniam możliwość studiowania, niż kiedykolwiek wcześniej. Robię to nie tylko dla siebie, bo także i dla Amelki, Łukasza... dla nas, żeby było nam lepiej.
Tak btw. to Łukasz od miesiąca jest w Hiszpanii. Dziwnie się czuję. Nie ma go na codzień, rzadko dzwoni, a Amelka woła tatatata... przykre? Bardzo. Tak nie powinno być, a wręcz nie może... mam nadzieję, że dzięki mojej upartości to się zmieni, bo jak pójdę do pracy za prawdziwe pieniądze, to Łukasz nie będzie musiał tyrać za dwóch... oby!
Po za tym tak W OGÓLE mi go brakuje... i nie będę się rozpisywać, bo na pewno wiecie jak to jest kiedy ktoś kogo kochacie jest tak daleko, że nie ma opcji żeby się przytulić, normalnie pogadać itd... :(
Amelka rośnie jak na drożdżach. Ma już prawie 10 mies. 78 cm wzrosu i 8 kg wagi.. wiem, że mało waży ale lekarz stwierdził że po prostu ma taką przemianę materii i nic się jej nie zrobi... na nic wpychanie i wmuszanie bo będzie jeszcze gorzej. AAa!! i ma 3 zęby! Moja malizna kochana :* Wiecie, choć nie raz swoimi fochami (tak tak, bo już pokazuje różki) potrafi mnie zdenerwować to jednak nie umiem jej odmawiać... kocham ją strasznie!
I słuchajcie... teza, że kobiety posiadające dzieci są bardziej wrażliwe na ich nieszczęścia jest PRAWDĄ! widziałam dziś zdjęcia dziecka (6m) z rakiem skóry... pobeczałam się tak, że do tej pory nie jestem w stanie wziąć się za anatomię bo przecież nota bene kojarzy mi się z tym. Życie jest niesprawiedliwe, dzieci nie powinny tak cierpieć!!! Przecież nie są niczemu winne... to takie przykre, gdy nie mają szans na zdrowy, normalny rozwój... Dlaczego tak jest...?!
Subskrybuj:
Posty (Atom)